Mróz na Ukrainie
Wróciłem, zacząłem pisać jakieś notatki w pociągu do Wrocławia. Pierwszy raz mnie tak naszło żeby pisać wspomnienia z jakiejś podróży. Chociaż jako 21 latek widziałem już Londyn, Wiedeń, Wenecję, Zagrzeb i wiele innych interesujących miejsc to uważam że właśnie Ukraina zasługuje na takie wspominki. Wcześniej znałem ją głównie ze świetnego ketchupu, teraz to będzie Ukraina, oczami Polaka... konkretnego Polaka.
piątek, 5 sierpnia 2011
1 dzień 12:30 - Złocenia...
No i te wszechobecne złocenia, a ludzie tu podobno umierają z głodu ?! Zadziwiły mnie te nawiązania do okresu sowieckiego, ale w sumie jak by się uprzeć to i u nas jest ich pełno.
1 dzień 12:39 - Marszrutka
To co chyba było dla mnie najbardziej niesamowite na Ukrainie - komunikacja, szczególnie niezapomniane przepocone żółte busiki zwane "Marszrutkami". Pierwszy raz poczułem że jestem na Ukrainie właśnie wtedy kiedy wsiadłem do tego busika. Wygląda to mniej więcej tak: wchodzisz rzucasz 5-20 Hrywni (ukraińska waluta) na turecki dywanik obok kierowcy, siadasz i przyklejasz się do siedzenia bo jest 40 stopniowy upał. Za tobą wsiada dalsze 40 osób, chociaż pojazd ma miejsca na max ok 20. Na kolejnych przystankach wsiadają kolejne osoby dopychając całą resztę, chociaż tłok jest taki że ludzie zaglądają sobie do dziurek w nosie, a intymność zarezerwowana tylko dla kochanka przestaje mieć znaczenie. I uwierzcie mi tłoki w polskich autobusach, czy pociągach to jak by porównać szybkość TGV i PKP. A najlepsza jest atmosfera w busiku, wszyscy gadają i się śmieją, oczywiście pomiędzy kolejnymi machnięciami chińskich wachlarzy.
Znalazłem ciekawy fragment o Marszrutce na wikipiedii "Pomimo, że przepisy pozwalają na przewożenie pasażerów jedynie na miejscach siedzących, powszechne jest przewożenie pasażerów stojących. Jednocześnie z powodu częstego przeładowania i panującego tłoku częste są w nich przypadki kradzieży." - z tym ostatnim się nie zgadzam, a przy najmniej tego nie doświadczyłem na szczęście.
Wracając do samego boga, którym jest w tym busie kierowca to jego świątynia wygląda niezwykle mistycznie. Wszędzie pozawieszane święte obrazki, turecki dywanik i zwisające zasłony jak z Indii. Brakuje tylko kadzidełek, a pomyślałbym że to świątynia na kółkach.
Co jakiś czas do pojazdu wsiadają tajemnicze babcie z torbami, które tworząc swoisty Wars serwują wódkę, rozpuszczone lody i czekoladowe rozciapane cukierki. Upał jak w Hiszpanii...
Znalazłem ciekawy fragment o Marszrutce na wikipiedii "Pomimo, że przepisy pozwalają na przewożenie pasażerów jedynie na miejscach siedzących, powszechne jest przewożenie pasażerów stojących. Jednocześnie z powodu częstego przeładowania i panującego tłoku częste są w nich przypadki kradzieży." - z tym ostatnim się nie zgadzam, a przy najmniej tego nie doświadczyłem na szczęście.
Wracając do samego boga, którym jest w tym busie kierowca to jego świątynia wygląda niezwykle mistycznie. Wszędzie pozawieszane święte obrazki, turecki dywanik i zwisające zasłony jak z Indii. Brakuje tylko kadzidełek, a pomyślałbym że to świątynia na kółkach.
Co jakiś czas do pojazdu wsiadają tajemnicze babcie z torbami, które tworząc swoisty Wars serwują wódkę, rozpuszczone lody i czekoladowe rozciapane cukierki. Upał jak w Hiszpanii...
Mozaikowe przystanki
Dosłownie sztuka na ulicy, tak więc nawet najbiedniejsze warstwy społeczne zmuszone są obcować ze sztuką, bo muszą czekać na przystankach na Marszrutkę, żeby gdziekolwiek dojechać. Piękne niczym bizantyjskie mozaikowe przystanki marszrutkowe zauroczyły mnie. A u nas zazwyczaj tylko drewniane lub kamienne chatki...
Lwów - miasto niczyje
No cóż po ciężkiej Marszrutkowej przeprawie do Lwowa, dojechałem do tego pięknego założonego przez polaków miasta (Ukraińcy mają na ten temat inne zdanie). Po drodze mijałem cudowny bazar, pełen różnych specjalności, niestety nie udało mi się do niego później dotrzeć .
Pierwsza rzecz na miejscu to oczywiście poszukiwania toalety, a później czyszczenie rąk specjalnym środkiem do odkażania. Później biegnę na dworzec szybko wymienić ostatnie złotówki na hrywnie. W środku jest bardzo elegancko i stylowo, trochę XIX wiecznie. Rozglądam się uważnie, bo wszyscy ostrzegali mnie przed strasznymi złodziejami czyhającymi na ciebie z każdej strony - niestety nie doświadczyłem takich wrażeń podczas całego pobytu na Ukrainie. Pod koniec nawet chciałem żeby mnie okradli, aby cokolwiek z tego co mówiono mi o Ukrainie okazało się prawdą. No, ale nic widocznie wszystkiego trzeba doświadczyć na własnej skórze. Moja skóra doświadczyła tylko niebywałego gorąca...
Kupuje bilety do Ivan Frankijska. Autobus tym razem trochę większy, ale również bez klimatyzacji, więc po raz kolejny pot spływa mi wiadrami. Jeden z uczestników tej podróży poradził sobie z tym korzystając z miniaturowego wiatraczka... wszyscy zaczęli licytować to jego cudo, lecz był on bezcenny i pozostał przy właścicielu (nie dziwie się).
Gdy robi się trochę chłodniej tworzę swoisty kontrast z otoczeniem i wyciągam laptopa reprezentującego w tamtym momencie XXI wiek. (oczywiście dla zabicia czasu podczas upalnej podróży). Widoki wtedy też nie były zbyt zachwycające, więc nic nie tracąc gram w jakiegoś pasjansa - usprawiedliwiam się. Gdy i pasjans przyprawia mnie o ból nudy zaczynam czytać wszystkie napisy, które dostrzegam za szybą busa. Pamiętam że podobnie robiłem w dzieciństwie z polskimi napisami i podobnie wolno czytałem. Strasznie dłuży mi się ta podróż, wszędzie pełno złoceń i narodowych symboli Ukrainy - niezwykle patriotyczny naród, no i oczywiście olśniewające swoją dokładnością mozaikowe przystanki. Po zbyt dużej ilości godzin dojeżdżamy do Ivano-Frankowska!... i przygód c.d.n
napisano 23 sierpnia 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)